V-ty Tydzień zw., Czwartek, Rok A, I - Rozważania
A przyjrzę się temu od innej strony...
Może się tak zdarzyć, iż pośród tłumu, który zewsząd nas osacza urodzi się nagła potrzeba, by – jak to sprytnie ujął Marek Ewangelista - „pozostać w ukryciu”, taka swoista konieczność bycia sam na sam ze sobą. I chociaż to jakby normalne, faktycznie może okazać się pokusą. Czy to realne? Nie wiem, ale dzisiejsza Ewangelia tak się właśnie zaczyna. Syrofenicjanka przychodzi w takiej właśnie nieodpowiedniej porze.
Czy Jezus był nieuprzejmy? Na to pytanie chcę odpowiedzieć pytaniem: a mógł taki być? Przecież od zarania dziejów Bóg powinien być cierpliwy, sympatyczny, otwarty, współczujący, dobry, uczynny, zawsze uśmiechnięty, szczęśliwy i wdzięczny, że ludzie od Niego coś w ogóle chcą. Brzmi jak sarkazm, przepraszam, ale faktycznie, tak miało być. Chciałbym bowiem, żeby nie pomniejszając Jego Bożego pochodzenia, nie zapomnieć o człowieczeństwie Jezusa.
Przychodzi zatem Syrofenicjanka. Nie zna zwyczajów Izraelitów. Może oczywiście nie wyczuwać, że coś jest inaczej i może wypaść jak klasyczna idiotka, ale nie dba o to, bo stawką jest życie jej dziecka. Sytuacja jest zatem nie narodowa czy plemienna, ale czysto ludzka. Działają w niej jedynie macierzyńskie odruchy i mało interesuje się tym, czy będą się z niej śmiali, a tym bardziej, jak ją będą nazywać (w końcu i tak tego nie zrozumie). Poza tym, „choroba” córki nie jest ziemskiego pochodzenia i tylko czysty, sprawiedliwy, i kochający Bóg-Człowiek może jej pomóc. Powiedzieli jej, że Jezus nie jest przeciętny, to Mesjasz! Świetnie zatem trafiła. Pada przed Nim i prosi „żeby złego ducha wyrzucił z jej córki”. A wiadomo, Bóg nie da się wyprzedzić w dobroci, jaka więc prośba taki dar. Jezus odpowiedział: „idź; zły duch opuścił twoją córkę”.
Ileż to już razy złapałem się na oczekiwaniu, że Jezus powinien to czy tamto; albo, że coś musi, bo tak czy siak. A Jezus nic nie musi. Natomiast wszystko może.
Czasami wydaje mi się, że powinien się mnie pytać czy zgadzam się na uzdrowienie kogoś, powrót na łono Kościoła, albo nawet na zwykłe rozgrzeszenie... Jak to dobrze, że się nie pyta, tylko moimi rękami, nogami, ustami, itp. robi to, co uważa za słuszne i według Jego miary potrzebne dzieciom Kościoła...
Duchu Święty, przyjdź!
Czwartek, V Tygodnia zw. ***
Mk 7, 24-30, Rok A, I ***
Mk 7, 24-30, Rok A, I ***