II-gi Tydzień zw., Środa, Rok A, I - Rozważania
I znowu zderzenie ... o szabat!
Czy kiedykolwiek przyszło ci na myśl, jak ławo skłócić ludzi? Zobacz, widać to nawet w dzisiejszej Ewangelii. Okazało się, że wczorajsza rozmowa – jeżeli można to nazwać rozmową - uczniów Jana i faryzeuszów z Jezusem nie zakończyła się wśród zbóż. Przyniesiona została do miasta (z wiadomych powodów nie budowano synagog na wsiach, poza tym słowa „miasto” i „wieś” to dla ludzi Wschodu pojęcia raczej obce), a dokładnie do synagogi, gdzie Jezus - jako pobożny Żyd – „w dzień szabatu (…) wszedł”, by się modlić. Od razu widać, ja buduje się atmosfera. „Niechętni” śledzą Go – i mamy od razu wyjaśnione, jakie są ich pobudki: „żeby Go oskarżyć”. Św. Marek staje – zapewne wraz z apostołami i towarzyszącymi im uczniami po stronie Nauczyciela. Obydwie grupy łączy postać kalekiego człowieka z „uschłą” (powiedzielibyśmy: niewładną, sparaliżowaną, a może dosłownie: ze zmumifikowaną w jakiś nie znanych nam powodów) ręką. Przy okazji nie mogę się powstrzymać, by nie zauważyć wrażliwości, z jaką Jezus odnosi się do ludzkiej biedy i cierpienia. W opowiedziane historii, natychmiast zauważył człowieka chorego i pranie mu pomóc. No i pomaga! A przy okazji obnaża pychę ludzi zaślepionych nienawiścią.
Sytuacja wywołała w Jezusie uczucie gniewu, ale czegoś jednak nowego możemy się od Niego nauczyć. Otóż mimo gniewu, Jezus był „zasmucony z powodu zatwardziałości ich serc”. Przyznaję się, że często trudno mi jest oddzielić uczucie gniewu od współczucia dla człowieka, który go wywołał. To doświadczenie bywa goryczą wielu ludzi, którzy dali się wciągnąć w sprzeczkę. Najczęściej ląduje się wtedy na ocenianiu, krytyce lub oskarżeniu. Jak ciężko pamiętać, iż zachowania ludzi to często wypadkowa wielu nakładających się na siebie doświadczeń i kiedy skumulują się, ktoś tam traci rozsądek, hamulce, kontrolę i ...buuum!
Ot, życie. Normalność - chciałby się powiedzieć. Ktoś inny wpada w zadumę i płętuje: "kiedyś życie było łatwiejsze. Dziś jest gorzej". Tymczasem trzeba sprawę postawić uczciwie: w każdej epoce znjdą się tematy, powody i ludzie, którym nie trzeba w zasadzie nic, by wywołać sprzeczkę, kłótnie, walkę czy podział. To wygląda tak, jak gdyby niektórzy karmili się ich owocami, albo jak gdyby zbijali na tym bliżej nie znany kapitał. No i tu znów dochodzimy do zasadniczej kwestii. Pytanie brzmi: kto tak naprawdę ma najwięcej pożytku z podziałów, wojen, nienawiści, kłótni wywołanych pychą i nienawiścią? Jak sądzisz?