Weronika Pomierna: Wasza decyzja o chęci wstąpienia do Kościoła katolickiego wywołała spore poruszenie. Jak przyjęto ją w kościele Livets Ord (Słowo Życia)?
Ulf Ekman: Staraliśmy się przygotować na to wiernych. Rok temu zrezygnowałem z pełnienia funkcji głównego pastora. Dla większości ludzi było to jednak ogromne zaskoczenie, prawdziwy szok. Większość nadal nie rozumie naszej decyzji, ale odnosi się do niej pozytywnie. Są też tacy, którym ona się nie podoba, oraz mała grupa otwarcie wyrażająca swoją krytykę. To osoby, które boją się, że do Livets Ord będą przemycane katolickie treści. Mówię im, że nie można wprowadzić słonia do sklepu i łudzić się, że nikt go nie zauważy. Birgitta Ekman: Wiele osób mówiło nam, że spodziewały się, iż pewnego dnia zdecydujemy się na ten krok. Kościół Livets Ord ma już 30 lat. Przez ponad połowę tego czasu mąż podkreślał, jak ważna jest jedność chrześcijan. Mówienie o jedności oznacza, że w pewnym momencie trzeba zająć stanowisko wobec Kościoła katolickiego. Nasz najmłodszy syn Benjamin, który robi doktorat z teologii, został katolikiem w zeszłym roku.
Nie mieliście najlepszego zdania o katolikach…
U.E.: W protestanckiej Szwecji dominuje negatywne do nich nastawienie. W ciągu ostatnich kilku lat na rynku pojawiły się książki napisane przez byłych katolików, którzy krytykują Kościół katolicki, cytując fragmenty z jego katechizmu wyrwane z kontekstu. Brzmią bardzo przekonująco dla kogoś, kto nie zna tego Kościoła. Obracaliśmy się w środowisku ewangelikalno-charyzmatycznym. Panuje tam duża otwartość, ale nie jest ono zbyt przychylnie nastawione do katolików. Do tego dochodzi negatywny obraz katolików, który kreują media.
Pan Bóg musiał skruszyć wiele murów?
U.E.: Mieliśmy wiele uprzedzeń wobec katolików, podobnie jak przeciętni Szwedzi mają wiele uprzedzeń wobec ludzi z Livets Ord. Gdy w latach 80. zakładaliśmy Kościół charyzmatyczny, Szwecja była jednym z najbardziej zsekularyzowanych państw na świecie. My mówiliśmy nie tylko o tym, że Bóg czyni cuda i przemienia ludzi. Informacja, że zły duch istnieje naprawdę, była dla wielu ludzi szokująca. Wtedy zaczęto nas atakować w mediach. Wiele osób było szykanowanych w pracy za przynależność do Livets Ord. Mieli problemy z awansem, odnoszono się do nich z pogardą. Ktoś umieścił przy naszym domu ładunek wybuchowy. Skrzynka na listy rozpadła się w drobny mak. Próbowano zmarginalizować Livets Ord. Pisano, że jesteśmy sektą. Podkreślaliśmy, że należymy do ciała Chrystusa tak samo jak inni chrześcijanie i chcemy być jak najbliżej Niego. Gdy o. Raniero Cantalamessa przemawiał w 2009 r. w Sztokholmie na spotkaniu Jesusmanifestationen, porównał chrześcijan poszczególnych Kościołów do punktów umieszczonych w różnych miejscach okręgu. Jeśli przyjmiemy, że Chrystus jest w środku tego okręgu, to chrześcijanie zbliżając się do Niego, przybliżają się też do siebie nawzajem. My, starając się zbliżyć do Jezusa, odkryliśmy Kościół katolicki.
Jak do tego doszło? W Szwecji niełatwo spotkać katolików.
U.E.: To prawda. Jeśli obracasz się w kręgach protestanckich, to bardzo rzadko ich widujesz. Siostry zakonne widziałem tylko na pocztówkach (śmiech), nigdy w rzeczywistości. W 2002 r. przyjechaliśmy do Jerozolimy, aby założyć ośrodek edukacyjny Livets Ord. Spędziliśmy tam 3 lata. Na początku przeżyliśmy szok kulturowy. Ilu katolików! Zwłaszcza w Ein Karem, gdzie urodził się Jan Chrzciciel. Gdzie się nie obrócisz – katolicy. Dołączyliśmy do charyzmatycznej grupy modlitewnej, której połowę stanowili katolicy. Jak oni się modlili! To było coś zupełnie nowego. Pewnego dnia wybrałem się na spacer. Gdy szedłem doliną, zobaczyłem stare drzewo oliwne w opłakanym stanie. Zatrzymałem się i wtedy usłyszałem w sercu słowa: – Spójrz na to drzewo. Jest martwe, nieprawdaż? Spojrzałem na nie szybko i przytaknąłem. Nadawało się do ścięcia. – Spójrz uważnie, usłyszałem po raz kolejny.
Co zobaczyłeś?
U.E.: To drzewo tylko z daleka wydawało się umarłe. Na gałązkach było pełno młodych liści. I wtedy usłyszałem: – Nigdy nie mów o kimś, że jest martwy. Nigdy! Zrozumiałem w tym momencie, że głos, który słyszałem, to Duch Święty. Pouczał mnie, żebym nie mówił o Kościele i jego ludziach, że są bez życia. Czasem zbyt łatwo krytykujemy tych, którzy nie są tak charyzmatyczni jak my, patrzymy na nich z góry. To wielka pycha. Pobyt w Jerozolimie bardzo nas zmienił. W tym czasie dużo podróżowaliśmy. Zaczęliśmy zabierać do samolotu literaturę katolicką. Czytaliśmy ją nie z zamiarem, aby konwertować, ale aby zrozumieć katolików. B.E.: Uświadomiliśmy sobie, że sami patrzymy na Kościół katolicki przez pryzmat uprzedzeń. Czytaliśmy antykatolickie książki i nasiąkaliśmy atmosferą niechęci wobec katolików. Nie znaliśmy prawdziwego Kościoła katolickiego. Stwierdziłam, że to niesprawiedliwe. Muszę przeczytać, co naprawdę mówi Kościół katolicki, zanim go ocenię. Gdy w gazetach krążyły nieprawdziwe historie na temat Livets Ord, chciałam przecież, żeby ludzie sięgnęli po książki męża i sami zobaczyli, o czym mówi na kazaniach.
Jaka była Wasza pierwsza reakcja?
B.E.: Byliśmy zarówno wstrząśnięci, jak i oczarowani. Gdy zobaczyłam te wszystkie pozytywne rzeczy, pomyślałam: dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? To było jedno pozytywne zaskoczenie za drugim. Pojednanie między ludźmi, uzdrowienie, wiara w cuda, to wszystko jest w Kościele katolickim tak silnie wyrażone, a my o tym nie wiedzieliśmy! Gdy to odkryliśmy, zaczerwieniliśmy się ze wstydu z powodu naszej niewiedzy. Byliśmy zaskoczeni prowadzeniem Ducha Świętego. Pojechaliśmy przecież do Jerozolimy w zupełnie innym celu. U.E.: W Jerozolimie poznaliśmy też Żydów mesjanistycznych oraz w 2003 r. uczestniczyliśmy w uroczystości wyświęcenia na biskupa pomocniczego ojca Jeana-Baptiste Gouriona. Jan Paweł II chciał, żeby ten, który przeszedł z judaizmu do Kościoła Rzymskokatolickiego, został biskupem pomocniczym dla katolików posługujących się językiem hebrajskim na terenie Patriarchatu Jerozolimskiego. Gdy skończył kazanie, powiedział: – Wróciliśmy do domu. Gdy to usłyszeliśmy, dostaliśmy gęsiej skórki.
Jako pastor Livets Ord dość mocno krytykowałeś Kościół katolicki i papieża.
U.E.: Gdy Jan Paweł II w 1989 r. miał przyjechać do Szwecji, zorganizowałem specjalną modlitwę, w czasie której prosiliśmy o ochronę, aby Szwecja pozostała protestancka. Stwierdziłem, że skoro już musi przyjechać, to niech głosi słowo Boże, ale niech nie głosi żadnych katoli- ckich kazań. Byłem bardzo krytyczny. To pokazuje, że jeśli ja mogłem zmienić zdanie na temat katolików, to naprawdę każdy może to zrobić. W październiku 1999 r. pojechaliśmy do Włoch na wakacje. Byliśmy też w Rzymie, i to właśnie wtedy Jan Paweł II ogłosił katolicko-luterańską deklarację o usprawiedliwieniu! Dokonał tego papież, którego tak nie chciałem w Szwecji! Gdy usłyszałem o tym, zawstydziłem się i od razu kupiłem biografię Jana Pawła II napisaną przez George’a Weigela. Czytałem ją, a z każdą stroną było mi coraz bardziej wstyd. Jak niewiele wiedziałem o papieżu. Wiem od jednego z biskupów, że on codziennie modlił się za Szwecję! Gdy kilka lat temu dziennikarz zapytał mnie, czego najbardziej żałuję, jeśli chodzi o Livets Ord, odpowiedziałem, że żałuję tego, że zupełnie przegapiłem Jana Pawła II. Był zszokowany moją odpowiedzią. Papież był tym, który przyciągnął nas. To prawdziwa ironia, że ja modliłem się, żeby Bóg chronił nasz kraj przed nim.
Podkreślasz, że wiele zawdzięczacie też karmelitom.
U.E.: Nie rozmawialibyśmy dziś na taki temat, gdyby nie biskup Szwecji Anders Arborelius i o. Wilfrid Stinissen, który w latach 60. przyjechał z Belgii. Gdy po raz pierwszy usłyszałem bp. Andersa w 1999 r., pomyślałem: jaki cudowny Boży człowiek! Fantastycznie, że Szwecja ma takiego biskupa! Pojawił się, gdy doświadczaliśmy kryzysu, jeśli chodzi o przywódców duchowych w Szwecji. Padały liberalne wypowiedzi, które zasmucały chrześcijan. A biskup Anders ma mocną, żywą wiarę. Do tego potrafi jasno, ale też z miłością mówić o rzeczach trudnych. Kilka lat temu zaprosiliśmy go do Livets Ord. Ludzie byli nim zachwyceni. Bp Anders jest pierwszym Szwedem, który zamieszkał w klasztorze o. Stinissena. B.E.: Wiele razy odwiedzaliśmy o. Stinissena. Był taki miły. Nakrywał sam do stołu, robił nam herbatę. Uśmiechał się do nas szelmowsko i mówił z belgijskim akcentem. – Znowu przyjechaliście, przyjeżdżacie tu do nas i przyjeżdżacie. Czuł, że coś się w nas zmienia. Po jakimś czasie powiedzieliśmy mu, że czujemy, że Bóg powołuje nas do powrotu do Kościoła katolickiego. To od niego dostałam pierwszą książkę o Maryi, którą czytałam w Jerozolimie.
21 maja wstąpiliście oficjalnie do Kościoła katolickiego. Czy to oznacza, że zostaniesz katolickim księdzem?
U.E.: Nie wiem, musiałbym pewnie przejść odpowiednią formację. Na razie przyjęliśmy bierzmowanie. W czerwcu weźmiemy udział w katolickim spotkaniu charyzmatycznym dla 50 tys. osób, które odbędzie się w Rzymie. Jedziemy tam jako zwykli uczestnicy i katolicy.
Artykuł z GN 22/2014