Czwartek, okres Narodzenia Pańskiego, Rok A, I - Rozważania
«Pójdź za Mną!» Dziś wystarczy odkryć tylko tyle...
W tych słowach kryje się jakaś magia albo tajemnicza moc. Taka jakby delikatna siła, która zmienia - ups, przepraszam, lepiej zabrzmi: włącza - coś w człowieku. Coś, co ożywia w nim potrzebę przebudowania wszystkiego, zaczynając od sposobu bycia aż do zmiany życia. Zwrot ten - w takiej lub podobnej formie - usłyszało całe mnóstwo świętych; począwszy od Szawła z Tarsu a na współczesnych męczennikach skończywszy.
Jak wyjaśnić ten zwrot? Jak przeniknąć do jego wnętrza? Jak zrozumieć jego naturę? Dlaczego odkrywam potrzebę większej czujności wobec z pozoru niewinnego, pełnego pokoju i uroku zawołania: "Pójdź za mną?" Może Jezusowi chodzi o polecenie "naśladuj mnie"? Albo lepiej "chodź po moich śladach"? Tak, chyba ten ostatni zwrot jest dla mnie czytelniejszy. Co więcej, przypomina mi zasłyszaną, gdzieś w dalekiej historii mego nawrócenia, piekną legendę o św. Wacławie - zanim ją przytoczę, przyznam się, że potrzebowałem sporo czasu, by ją zrozumieć, mimo że wiele razy sam opowiadałem ją innym. Otóż, wspomniany świety miał ponoć zwyczaj, by w Wielkim Poście nocami wędrować po kościołach Pragi. "Nikomu o tym nie mówił, nie prosił nawet, by mu je otwierano – po prostu, klękał przed zamkniętymi drzwiami świątyni i długo się modlił, nie zważając na jakąkolwiek niepogodę, mróz czy deszcz. Zawsze udawał się na te wyprawy boso, i podobnie towarzyszący mu giermek. Pewnej nocy było szczególnie zimno, a podczas modlitwy króla zaczął padać śnieg. Przy powrocie do zamku król, widząc zziębniętego giermka, polecił mu, by szedł jego śladami. Zdumiał się sługa, gdy poczuł ciepło, które ogrzewało jego stopy, a nawet całe ciało. Ilekroć choćby lekko zboczył z drogi, natychmiast odczuwał ziąb świeżego śniegu. Jednak ślady króla były bardzo wyraźne – czerwieniły się na białym puchu. Zrozumiał więc, że są gorące, bo krwawe; wiele kosztują Wacława, ale ratują go przed zimnem" (Ks. A. Zwoliński, W stronę krzyża).
"Pójdź za mną" - nic więcej! I żadnego przymusu! Żadnej dygresji do tego czy tamtego zdarzenia! Po prostu, trzy proste słowa w jednym. A mimo to takie niezwykłe; takie zmuszające do myślenia i poszukiwań...
A może i ty je nosisz w sobie?
Jak wyjaśnić ten zwrot? Jak przeniknąć do jego wnętrza? Jak zrozumieć jego naturę? Dlaczego odkrywam potrzebę większej czujności wobec z pozoru niewinnego, pełnego pokoju i uroku zawołania: "Pójdź za mną?" Może Jezusowi chodzi o polecenie "naśladuj mnie"? Albo lepiej "chodź po moich śladach"? Tak, chyba ten ostatni zwrot jest dla mnie czytelniejszy. Co więcej, przypomina mi zasłyszaną, gdzieś w dalekiej historii mego nawrócenia, piekną legendę o św. Wacławie - zanim ją przytoczę, przyznam się, że potrzebowałem sporo czasu, by ją zrozumieć, mimo że wiele razy sam opowiadałem ją innym. Otóż, wspomniany świety miał ponoć zwyczaj, by w Wielkim Poście nocami wędrować po kościołach Pragi. "Nikomu o tym nie mówił, nie prosił nawet, by mu je otwierano – po prostu, klękał przed zamkniętymi drzwiami świątyni i długo się modlił, nie zważając na jakąkolwiek niepogodę, mróz czy deszcz. Zawsze udawał się na te wyprawy boso, i podobnie towarzyszący mu giermek. Pewnej nocy było szczególnie zimno, a podczas modlitwy króla zaczął padać śnieg. Przy powrocie do zamku król, widząc zziębniętego giermka, polecił mu, by szedł jego śladami. Zdumiał się sługa, gdy poczuł ciepło, które ogrzewało jego stopy, a nawet całe ciało. Ilekroć choćby lekko zboczył z drogi, natychmiast odczuwał ziąb świeżego śniegu. Jednak ślady króla były bardzo wyraźne – czerwieniły się na białym puchu. Zrozumiał więc, że są gorące, bo krwawe; wiele kosztują Wacława, ale ratują go przed zimnem" (Ks. A. Zwoliński, W stronę krzyża).
"Pójdź za mną" - nic więcej! I żadnego przymusu! Żadnej dygresji do tego czy tamtego zdarzenia! Po prostu, trzy proste słowa w jednym. A mimo to takie niezwykłe; takie zmuszające do myślenia i poszukiwań...
A może i ty je nosisz w sobie?