Spotkanie wyznaczone zostalo w St George's Chapel. Ona chyba juz dawno nie miała tak dużej frekwencji na Mszy. Okazalo sie, że pielgrzymi (a w zasadzie ich bagaże) wypełniły po brzegi jej przestrzeń w ławkach i pomiędzy nimi. Przed Mszą - jakby dla rozgrzewki - pielgrzymi odmówili Koronke do Bożego Miłosierdzia. A potem "Kiedy ranne..." i pobożne zanurzenie się w tajemnice z Nazaretu, Betlejem, Wieczerniku i Góry Kalwarii. Dziś zakończy się dotychczasowe, zwyczajne przeżywanie Mszy. Po tej bowiem Eucharystii już wszystko będzie inne i wszystko będzie inaczej. Pielgrzymka do Ziemi Jezusa wszystko zmienia, nawet nas, ludzi. Oby:-)
W imie Boże: w drogę.
Tak więc krokiem powolnym ale stałym, po usilnych próbach zebrania wszystkich w jednym miejscu, pilnowania by nikt nie poszedł w inną stronę niz trzeba, dotarliśmy do samolotu. Porozrzucani głównie po tylnej jego części, lecimy. Wreszcie. Podszycie jakimś lekiem i pełni radości oraz żądni przygod ruszyliśmy do Frankfurtu. Pierwsze co mi przychodzi do glowy, to zaskoczenie, z którego sam się smieje. Otóż towarzuszy mi zdziwienie, ze we flocie Lufthansy obowiązuje ...niemiecki! Wow, tyle lat po wojnie a ja wciąż nie mogę przyzwyczaić się do fonetyki tego języka...
Po przesiadce, czekaniu, kolejnym etapie lotu o 23:19 (izraelskiego czasu) miękko osiadamy na płycie lotniska w Telaviwie. Przed nami odprawa paszportowa, odbiór bagażu i ...zmiana warty. Na wybiegu czekali na nas Magda i ks. Przemek, którzy przejęli grupę. Ruszamy do Betlejem, gdzie mamy pierwsze dwa noclegi w hotelu o wdzięcznej nazwie "Holy Family". I właśnie teraz zobaczyłem pod powiekami przewijający się neon: Bogu dzięki i dobranoc wszystkim! Chcąc go jednak wyłączyć, idę spać. Zatem jeszcze raz: Bogu dzięki i dobranoc wszystkim.